Czarno, czarniej, Czarnek

Nagonka na aktualnego ministra edukacji i nauki wydaje się nie mieć końca. W minioną środę Sejm odrzucił wniosek o wotum nieufności zgłoszony wobec niego przez opozycję. Przegraną opozycji rzeczony minister Czarnek skomentował jako jej kompromitację. Głosowanie poprzedziła ostra debata, a w obronie ministra wystąpił z obszernym przemówieniem premier Morawiecki uwypuklając zalety ministra i wychwalając jego program radykalnych zmian w szkolnictwie.

Z odrzuceniem wniosku poszło gładko, jednak przed PiSem stoi poważniejszy problem – przegłosowanie tzw. „Lex TVN” dotyczący zmiany ustawy o radiofonii i telewizji. Żeby i tym razem przeszło pomyślnie, Kaczyński musi spacyfikować ugrupowanie Gowina. On sam żeby utrzymać stołek i dochody, pewnie zagłosuje poprawnie, chociaż ministerialna kasa ledwie pozwala mu wiązać koniec z końcem. Kaczyński jednak ma go na celowniku i żadne „myki” go nie uratują. Jesteś lojalny – masz profity. Raz się sprzeciwisz – czekaj na wylot.

Aktualnie prezydent preparuje ustawę przypominającą (po co? …, skoro na każdym banknocie to jest napisane), że gotówka jest prawnym środkiem płatniczym w Polsce. Tym samym utrzyma stan przekazywania kopert pod stołem. Glapiński nie lubi euro i stoi na straży złotego, bo tę walutę można drukować w ramach potrzeb. Prezydent w czasie kampanii jasno powiedział pytany o rosnące ceny: „płace rosną, to i ceny muszą rosnąć”. Jakie to proste, a „głupie” ludzie pytają o oczywistą oczywistość! Od 2015 cena chleba się podwoiła. Czy ktoś to zauważył? Płace rosną, ale ceny znacznie szybciej. Nie mam tu na myśli płac w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Im się po prostu należy! Wiadomo. Program „Rodzina na swoim” działa.

Czasem dla zabawy odpowiadam na pytania w smartfonowych ankietach. Wtedy myślę, mam nadzieję, przypuszczam, sądzę, łudzę się, że to chociaż trochę zweryfikuje moje zdanie o poglądach społeczeństwa na temat bieżących spraw. Wyniki ankiet bywają porównywalne z innymi niezależnymi badaniami, jednak czasem zaskakująco się różnią. To jest właśnie ciekawe, zwłaszcza, że nie znajduję na takie przypadki prostego wytłumaczenia.

Przytoczę wyniki jednej z ostatnich ankiet smartfonowych:
– Minister Czarnek stwierdził, że odpowiedzialność polityczną za katastrofę smoleńską
  ponosi Donald Tusk (tak 46%, nie 54%) – Tu wynik nie zaskakuje. Pozostałe już tak.
– Czy minister Czarnek powinien zostać odwołany? (tak 95%, nie 5%);
– Czy działania Czarnka zniszczą polską szkołę? (tak 99%, nie 1%);
– Minister edukacji chce, by religia i etyka były w szkołach obowiązkowe.
  (tak 3%, nie 97%);
– Minister edukacji chce, by nauczyciele etyki kształcili się w szkole Rydzyka
.
  (tak 0%, nie100%);
– Minister edukacji twierdzi, że głównym powołaniem kobiet jest rodzenie dzieci.
  (tak 0%, nie 100%).
Te wyniki są lepsze niż 27:1. Podobne można by uzyskać pytając o złe, czy dobre skutki przynosi trzęsienie ziemi. Rodzi się jednak zasadnicze pytanie: Kto zatem głosuje na PiS?

Dochodzę do wniosku zgodnie z zawsze wyśmiewanymi przeze mnie teoriami spiskowymi, że spora część wyborców, to ludzie wykluczeni cyfrowo. Na poparcie tej tezy mam jeszcze jeden przykład. Wśród setek znajomych na FB, WhatsAppie czy Messengerze nie „wyczuwam” żadnego pisowca. Jeden się wprawdzie ujawnił – kolega ze studiów, jednak straciłem go w momencie, kiedy wysłałem mu linka do mojego ostatniego artykułu. Nie zdzierżył. Zrobił mi przy okazji druzgocący wykład na WhatsAppie i słuch po nim zaginął. To był wzorcowy przykład zajadłego przedstawiciela PiS. Najgorzej, jeżeli takie różnice poglądowe zdarzają się w rodzinie. Wśród znajomych w realu (tego się nie wybiera) trafi się może jeden na dziesięciu. Skąd ONI się biorą podczas wyborów?

Właśnie dlatego traktuję wyniki tych ankiet z przymrużeniem oka. Oto moim zdaniem kilka powodów tego niemiarodajnego badania, a tym samym jego zaskakujących wyników:
– nie wszyscy mają smartfony,
– nie wszyscy dysponując nimi, bawią się w te klocki,
– istnieje poważna grupa wykluczonych cyfrowo. Wielu z nich nie ma potrzeby wykorzystywania Internetu, używania poczty elektronicznej, karty płatniczej, bankowości internetowej z obawy wyczyszczenia konta. Płacą zawsze gotówką, a inne płatności realizują stojąc w kolejkach w punktach kasowych. Oni kiedyś naprawdę byli inni. „Co z wami stało się, chłopaki, co z wami stało się?” – przypominają mi się słowa piosenki rajdowej. Naszych dziewczyn to też dotyczy!

Jeżeli ktoś figuruje (niekoniecznie udziela się) w mediach społecznościowych, to mogę się z nim łatwo skontaktować w razie potrzeby. Po prostu funkcjonuje w normalnym świecie pełnym zagrożeń. Jeżeli jednak TAKI zamknie się w „pozacyfrowej” bańce, to problem z jego namierzeniem gotowy. Człowiek jest istotą społeczną, i to się nie zmieni. Są jednak ludzie wykluczeni cyfrowo przez okoliczności, na które nie mają wpływu. Dotyczy to głównie rejonów poza zasięgiem sieciowym, chociaż wydaje się, że u nas nie jest tak źle. Są też tacy, którzy nie chcą, nie potrafią, boją się, nie stać ich, itp. Wnuczek szaleje w sieci, a dziadkowie nie wiedzą, jaką zabawkę trzyma w garści. Kiedy oni się wykruszą, czy wtedy pojęcie wykluczenia cyfrowego straci sens? Chyba nie, bo zawsze pozostaną wykluczeni na własne życzenie. Kto wie, może zejdą szczęśliwsi? Tylko to może wytłumaczyć ich stanowisko.

Wrócę jeszcze do naszego kochanego ministra od edukacji. Za „kochanego marszałka” Kuchcińskiego poseł Michał Szczerba dwa lata temu dostał srogą karę pieniężną, należy zatem być ostrożnym przy takich zwrotach grzecznościowych. Wprawdzie minister Czarnek nie wypadł najlepiej w smartfonowej ankiecie, ale za to od samego początku służy naszej edukacji celująco.

Obniżając poziom poprzeczki maturalnej (wiadomo, zdalne nauczanie), „wypuścił w teren” wielu absolwentów, którzy za moich komunistycznych czasów nawet do tego egzaminu nie mieliby możliwości przystąpić. Pal diabli świątobliwe lektury (uczniowie i tak nie czytają), ale nowoczesny program wychowywania uczennic w katolickim duchu cnót niewieścich, to już przegięcie, jak na dzisiejsze czasy.

Wczoraj Zosia pod Dinem usiłowała wyciągnąć wnuczkę z auta w celu zrobienia zakupów na obiad. O mało co nie nabiłem sobie guza na czole padając na kierownicę, kiedy usłyszałem przekonywujący tekst: „Chodź, pójdziemy szlifować cnoty niewieście”. Czarnek ma jednak to „cuś”, ten medialny dar docierania do wszystkich. Odgraża się, że te swoje pomysły wdroży, a to już nie są żarty. Przypomniało mi się zdanie śp. bliskiego znajomego. Kiedyś przy urodzinowym spotkaniu stwierdził: „Przi głupi babie, chłop sie mo lepszy”. Oberwał wprawdzie łokciem pod żebro od swojej żony, ale zdania nie zmienił.
Z żeglarskim powiedzeniem – tak trzymać!

Jan Psota