Okiem malkontenta
Czy my jesteśmy jacyś inni …?
Po unijnym szczycie dotyczącym rozdziału funduszy praktyczne przez cały tydzień trąbiono w telewizji o sukcesie naszego premiera, który dał radę wynegocjować niebagatelną kwotę prawie 160 miliardów euro na lata 2021 – 27. Jesteśmy tym samym największym beneficjentem programu spójności, bo to suma powyżej 10% kwoty do podziału na 27 negocjujących. Na każdym kroku przypominano, że ta „wygrana„ jest nie do podważenia, bo uzależnienie podziału pieniędzy od praworządności o której tyle się mówiło od samego początku było nieaktualne. Nasz przyjaciel Orban murem za nami stoi i swoim wetem nas podeprze, gdyby nam groziły jakieś cięcia. Przecież tak ważne decyzje zapadają przy pełnej zgodzie wszystkich członków UE, przypominano na każdym kroku. Nie ma zatem żadnych obaw nawet gdyby Orbanowi się „odwidziało„. Ostatecznie będzie 26:1, bo innych scenariuszy nie bierze się pod uwagę, jak w tym starym kawale: Siedzi przed laboratorium kilku chłopa czekając na pobranie próbek w celu ustalenia ojcostwa. Pierwszy z hukiem wyskakuje z gabinetu z radosnym okrzykiem – „chopy, nie bójta sie – oni z palca krew bioro.” W naszym przypadku jednak nie podzielałbym optymizmu chłopów z poczekalni. Czy pozostałe 26 państw czekających na dotacje da się przekonać jednemu, bo on uważa, że mu się więcej należy? Gdyby do tego doszło, to górą nasi! Wiwat Polonia. Wiwat Morawiecki. Nie sprzeciwiałbym się nawet podmianie Dąbrowskiego na Morawieckiego. Miałoby to wydźwięk nie tylko biznesowy, ale i patriotyczny. Pewnie i Prezesowi lepiej by się śpiewało.
Jednego dnia podczas rozmów utrwalających to zwycięstwo w pamięci odbiorców widniał na ekranie baner o treści: „Praworządność jako narzędzie politycznej dyscypliny w UE”. Moim zdaniem idealnie nadawałby się na temat pracy maturalnej. Warunek – poglądy prezentowane przez maturzystów nie powinny podlegać ocenie.
Rozmówcy zgromadzeni w studiu TVP-info roztrząsali temat praworządności. Pomału wyszło na to, że tylko nas się czepiają, bo robimy porządek w prawie, a u siebie demonstrantów biją (wyciągnięto przykład Macrona). Od siebie dodam, że w Ameryce Murzynów biją, ba, nawet mordują przy świadkach i w obecności kamer. U nas za to tylko zdarzają się wypadki przy pracy z paralizatorem lub przypadkowe śmiertelne postrzelenia uciekającego podejrzanego. Pacyfikuje się tylko pokojowe demonstracje (tłumów siejących spustoszenie, jak we Francji nie było). Ostatnio próba pobicia czarnoskórego przez dwóch obywateli RP skończyła się dotkliwym pobiciem człowieka, który stanął w jego obronie. Niedoszła ofiara pewnie nie potrafiła pojąć, dlaczego u nas białych biją.
Takie specyficzne rozumienie praworządności w tym programie było prezentowane przez jakieś „płotki”, za to naprawdę „gruba ryba” wysłana do Brukseli w celu ochrony chrześcijańskich wartości, podnoszenia Polski z kolan, a przy okazji zabiegania o pieniądze, które nam się po prostu należą, ma z kolei problem z interpretacją wolności i wolności poglądów. Pani Beata Szydło wyraziła sprzeciw dot. odmowy grantów unijnych dla 6 polskich gmin określających się poprzez uchwały „strefami wolnymi od LGBT”. Jej zdaniem jest to sprzeczne z zagwarantowaną w traktatach wolnością poglądów. Zaś szefowa Komisji Europejskiej oświadczyła: „Traktaty zapewniają, że każdy człowiek w Europie może być tym, kim jest, żyć tam, gdzie chce, kochać, kogo chce”. Jeżeli jedno i drugie jest zapisane w Traktatach, to gdzie tu sprzeczność? Przecież pani Beata wyraziła swoje poglądy, bo miała prawo. Włos z głowy jej za to nie spadł. Kiedy była jeszcze wicepremierem ds. społecznych, to gratulowała miastu Zakopane jako jedynej gminie w Polsce, która nie wdrożyła ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Piękny i znaczący gest! Górale jej tego nie zapomnieli podczas wyborów do UE.
Zaś prezydent elekt ujawnił jeszcze podczas kampanii wyborczej (też ma unijne prawo do wyrażania swoich poglądów) stanowisko praktycznie sprzeczne ze zdaniem szefowej Komisji Europejskiej. Rozgłaszał takie poglądy na wiecach wyborczych, a pisemnie je potwierdził podpisując Kartę Rodziny.
Do zagorzałych obrońców naszej tożsamości i tradycyjnych wartości rodzinnych dołączył ostatnio nasz prokurator generalny. Złożył wniosek o wypowiedzenie przez Polskę konwencji antyprzemocowej zwanej też konwencją stambulską. Uważał, że jej zapisy promują ideologię, która kwestionuje rodzinę i religię. Podkreślał to słowami: „Uważamy, że nie tylko nie prowadzi ona do poprawy sytuacji kobiet, ale przeciwnie, może doprowadzić nieuchronnie do znacznego pogorszenia sytuacji kobiet i wzrostu przemocy domowej w Polsce”. Premier Morawiecki jak Piłat umył ręce przekazując temat do Trybunału Konstytucyjnego. „Sprawy tak wielkiej wagi należy rozpatrywać w ramach przejrzystej i prawomocnej procedury” – zapowiedział. Dalej bajerował: „Będziemy bardziej wzmacniać ochronę ofiar i zapobiegać przemocy domowej na każdym możliwym polu. To jeden z priorytetów działania mojego rządu„
Sądziłem, że kiedy konwencja była przyjmowana przez Polskę, to już ją badano pod względem konstytucyjności. Cóż, wypada wziąć poprawkę na rządy PO (zaniedbali), lub na niewłaściwy (wtedy niezależny) skład Trybunału. Od 2012, kiedy konwencja weszła w życie podpisało ją 45 z 47 państw należących do Rady Europy. Nie podpisały jej tylko Rosja i Azerbejdżan. Dzięki polityce PiS możemy stworzyć razem z nimi doborową „trójcę„. „Omne trinum perfectum”, jak mawiał kolega Wojtek z którym mieszkałem w akademiku.
Jan Psota
Ps.:
W podsumowaniu rozważań dotyczących tytułu artykułu przypomnę kilka wyników różnicujących stanowiska społeczności europejskiej i naszej. My, podobno też zdaniem prezydenta, należymy do tej „wyimaginowanej wspólnoty z której niewiele wynika” (to na spotkaniu w Leżajsku). Zapomniał wtedy dodać, że kiedy chodzi o pieniądze, to Unia jest dobra i pożyteczna.
Oto wyniki:
27:1 – „zwycięstwo” nad Tuskiem
26:1 – „wygrany” – Europejski Zielony Ład – neutralność klimatyczna
26:1 – lub 25:2 (Orban) – wygrane (oby) fundusze europejskie w zależności od praworządności
45:1 – nie licząc Rosji i Azerbejdżanu (tych krajów temat nie dotyczy, bo od razu pokazały „gest Kozakiewicza” w zakresie ochrony kobiet przed przemocą i nie podpisały konwencji. My zaś niebawem możemy dołączyć do tego nielicznego grona. Tym samym dochodzę do wniosku, że naprawdę jesteśmy jacyś inni. W obliczeniach statystycznych zwykle odrzuca się wyniki pomiarów skrajnych traktując je jako błędne. W wyniku takiej analizy nasz przypadek znalazłby się poza „zakresem pomiarowym”.
Z żeglarskim pozdrowieniem – „Tak trzymać”!!!
Mój kolega z pracy (dyspozytor KWK) dodawał zwykle do tego pozdrowienia słówko na „k…”, kiedy coś poszło nie tak. Tutaj znalazłbym miejsce na jego zastosowanie.