Tusk, a sprawa polska – z cyklu „Okiem malkontenta”

0
1506

Tusk, a sprawa polska …

Donald Tusk nie jest reprezentantem Polski uważa minister Czaputowicz. Ma rację, bo Tusk jest szefem Rady Europejskiej. Na to stanowisko strona polska wyznaczyła przecież Saryusza-Wolskiego (swojego człowieka), ale nie wyszło. Przecież Tusk nic dla Polski nie zrobił, a do tego ją atakuje – nadaje zgodnym chórem strona rządowa.

Sam prezydent Andrzej Duda krótko przed świętami w wywiadzie dla WP powiedział, że Tusk nie ma szacunku do własnego kraju (chodziło o komentarz dot. wypowiedzi prezydenta w sprawie „niemożliwości” zakupu tradycyjnych żarówek, bo Unia zabroniła), że prowadził złą politykę kiedy był premierem. Potem opuścił Polskę, udał się do Brukseli, a On (prezydent) miał jeszcze cień nadziei, że będzie tam realizował polskie interesy. Nadzieja ta jednak została zawiedziona. Na pytanie czyje w takim razie interesy Tusk reprezentuje, prezydent dyplomatycznie nie potrafił odpowiedzieć, ale stwierdził, że na pewno nie polskie. Dodał, że cyt.: „… jest to dla mnie przykre, bo ja bym reprezentował polskie interesy …”. Ujawnienie takiej deklaracji przez kandydata na szefa ważnej unijnej instytucji skończyłoby się „wygraną” 27:1. Tam w kolejce do reprezentowania interesów stoi jeszcze 27 krajów (niedługo 26). Wtedy nawet najwięksi pewniacy w stylu Orbana staliby się pragmatycznymi „Brutusami”.

Przy okazji tego wywiadu dowiedziałem się z pierwszej ręki (przecież od samego prezydenta), że gdyby w Polsce ludzie rzeczywiście palili węglem, to to zanieczyszczenie byłoby znacznie mniejsze. Problem największy polega na tym, tłumaczył prezydent, że to nie węgiel jest spalany, tylko spalane są śmieci, różnego rodzaju odpady i to powoduje największe zanieczyszczenie. Dobrze spalany węgiel tak poważnego zanieczyszczenia nie powoduje, dodał. Emisję pyłów zawieszonych powodują przede wszystkim inne paliwa … . Moim zdaniem zamiast słów”przede wszystkim” mógł użyć słowa „również”. Przynajmniej byłby bardziej „prawdziwy”.

Informacji tych nie uzyskał z Gazety Wyborczej i innych „tego typu pisemek”, bo szkoda mu czasu na jej czytanie – powiedział.

Jan Psota

Ps.: Ma prezydent etatowych doradców w swojej kancelarii od groma. Mógłby wysupłać ze swojego budżetu jakiś grosz na opłacenie jakiegoś doradcy technicznego, albo sięgnąć po jakieś fachowe pismo, jeżeli na zwykłą Gazetę Wyborczą szkoda mu czasu. Odradzałbym jednak Gazetę Warszawską, chociaż znam fanów tego pisma.

Mógłby wtedy bajki opowiadać tylko dzieciom, chociaż tu mam pewne wątpliwości, bo nawet dziecku nie należy „wciskać kitu”…